Muszę, po prostu MUSZĘ, czyli spore zaskoczenie pt. BIOARP

Wiem, że mam masę innych, wcześniej otrzymanych do testów produktów. Wiem, że mam masę zaległości w pisaniu postów, o które prosicie. Wiem…. Ale muszę, po prostu MUSZĘ, w pierwszej kolejności podzielić się z Wami czymś innym 🙂

Jakiś czas temu otrzymałam od firmy BIOARP sympatyczną możliwość wypróbowania kilku produktów, których BIOARP jest oficjalnym dystrybutorem na Polskę. Po ogromnie miłej korespondecji, dostałam paczuszkę, w której znalazłam wybrane przez siebie kosmetyki…

Miałam ochotę przetestować jakiś krem do twarzy z bogatej oferty BIOARP-u, ale nie potrafiłam się zdecydować i w efekcie podałam swoje 3 typy, które wzbudziły moje największe zainteresowanie z nadzieją, że któryś z nich znajdzie się w paczuszce. Ku mojemu zdziwieniu otrzymałam informację, że będę miała możliwość przetestowania … wszystkich trzech !

Również w przypadku szamponów i balsamów wybór nie był prosty, więc tu również wytypowałam swoich faworytów i, podobnie jak w przypadku kremów, z zaskoczeniem przeczytałam, że wszystkie kosmetyki, jakie umieściłam na swojej liście zostaną mi przekazane do testów.

I tym oto sposobem stałam się posiadaczką takiego oto zestawu z linii " Рецепты бабушки Агафьи" : (czy szczęśliwą? O tym w dalszej części mojego posta 😉 )

Kremy do twarzy:

Szampony i balsamy do włosów:

Po dwóch tygodniach codziennych testów jestem w stanie wystawić już recenzję i myślę, że dość rzetelnie opisać swoje doświadczenia z tymi produktami.

(po raz kolejny zaznaczam, iż mimo że kosmetyki zostały mi wysłane do testów, to wszelkie zawarte w recenzji opinie i spostrzeżenia są wyłącznie moje i fakt otrzymania kosmetyków za darmo nie wpłynął w najmniejszym stopniu na ich odbiór. Moje recenzje są ZAWSZE szczere i jak zapewne część z Was wie – jeżeli kosmetyk nie spełnia moich oczekiwań, to nie mam najmniejszych oporów przed napisaniem o tym mimo, iż został mi wysłany GRATIS do przetestowania ;) )

Swoją recenzję zdecydowałam się podzielić na dwie części – na kremy i na produkty do pielęgnacji włosów. Gdybym je połączyła, jestem pewna, że nikt nie dotrwałby do końca czytania moich wywodów, które i tak dzisiaj wyjątkowo długie będą, za co przepraszam, ale krócej nie umiałam 😉

Dzisiaj więc : kremy do twarzy – choć dla większości osób składy kremów dostępnych na stronie BIOARP będą bez problemu akceptowalne, ja niestety musiałam poświęcić długie godziny na ich analizę pod kątem swojej, jakby nie było, dość specyficznej skóry. Nie służy mi – gliceryna, masło shea, woski, glikol propylenowy, pantenol, oleje zbyt ciężkie, parafina i kilka innych składników, które 99% ludzkości może używać bez problemów, a nawet dostrzegając ich dobroczynne działanie, a ja muszę się ich wystrzegać. A przynajmniej zwracać szczególną uwagę na to, na jakim miejscu w składzie się znajdują, w jakim towarzystwie itd…

Po weryfikacji wybrałam 3 kremy, które mnie zainteresowały:

Ich niewątpliwe plusy to fakt, iż nie zawierają parabenów, sztucznych barwników, silikonów, alkoholu, syntetycznych ekstraktów, produktów pochodzących z przerobu ropy naftowej.

Do tego posiadają europejski certyfikat ECO BIO COSMETICS – ICEA (jeżeli kosmetyk posiada taki certyfikatów, możemy być pewne, że jest naturalny i nie tylko nie znajdziemy w nim szkodliwych dla nas substancji, ale także tego, że przynajmniej 95% zawartych w produkcie składników to składniki naturalne)

Kwestie samego designu i wyglądu opakowań z pewnością są dość dyskusyjne – jestem pewna, że szata graficzna znajdzie zarówno przeciwniczki, jak i zwolenniczki takiego stylu, który mimo swojej kontrowersyjności jednak pasuje do samych kosmetyków. Od siebie dodam jedynie, że wszystko jest estetycznie wykonane, z dbałością o szczegóły – tekturowe opakowania z wytłaczanymi fragmentami, opakowanie zabezpieczone przed otwieraniem, podobnie jak same kremy, umiejscowienie daty produkcji oraz daty ważności w widocznym miejscu (kremy mają 2 letni termin ważności)

Jedyne, czego mi zabrakło, to ulotki informacyjnej w języku polskim. Owszem, na opakowaniu jest polska etykietka naklejona, ale moja ciekawość skłoniła mnie do sięgnięcia w odległe obszary pamięci i próby przypomnienia sobie lekcji języka rosyjskiego ze szkoły. Niestety, moje nieudolne próby odczytania tego, co znajduje się na ulotce dołączonej do kremów ograniczyły się jedynie do strzępków informacji i nie wszystko udało mi się zrozumieć i odszyfrować 😉 A szkoda…

  • Organiczny krem do twarzy na dzień 35-50 lat. Wg opisu: "Unikalna receptura kremu do twarzy dla osób pomiędzy 35 a 50 rokiem życia, oparta jest w 98% na komponentach pochodzenia roślinnego, organicznych ekstraktach i olejach z zimnego tłoczenia. Organiczny krem do twarzy 35-50 pozwala skórze zachować młodość, intensywnie odżywia i regeneruje, stymulując syntezę kolagenu. Wygładza, uelastycznia, nadaje skórze miękkość, elastyczność i świeży wygląd."

Zastanawiałam się, czy ten przedział wiekowy w moim przypadku to nie lekka przesada (w końcu DOPIERO 😉 33 lata mam), ale po analizie składu uznałam, że nie ma tam nic, czego powinnam się obawiać, a skład dla mnie prawie na 100% niegroźny (co prawda gliceryna się tam znalazła, ale na tyle daleko, że postanowiłam się nią nie przejmować ani trochę 😉

Skład: Aqua with infusions of organic extract of Camelia Sinensis Leaf, Organic Extract of Cetraria Islandica, Rhodiola Rosea Extract, Aralia Mandshurica Extract, Pinus Sibirica Extract, Rubus Arcticus Extract, Schizandra Chinensis Extract, Hippophae rhamnoides Altaica Seed Extract, Artemisia Arctica Extract, Coco-Caprylate/Caprate, Cetearyl Alcohol, Titanium Dioxide, Glycerin, Cetearyl Clucoside, Sodium Stearoyl Glutamate, Isopropyl Jojobate, Jojoba Alcohol, Jojoba Esters, Tocopherol, Asiaticoside, Asiatic Acid, Madecassic Acid, Xanthan Gum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Organic Parfum, Limonene.

(zainteresowanych analizą poszczególnych aktywnych składników odsyłam TUTAJ, gdzie są one wymienione wraz z opisaniem, jakie są ich właściwości)

Ja mam kilka wątpliwości odnośnie alkoholu benzylowego w składzie. Nie przeszkadza mi on zupełnie (zwłaszcza, gdy jego umiejscowienie w składzie wskazuje na to, jaką rolę w tym kosmetyku odgrywa), na moją skórę nie wpływa negatywnie, jednak moja wiedza o nim do tej pory ograniczała się do tego, że jest to syntetyczny alkohol pozyskiwany z ropy naftowej, ale chyba muszę zweryfikować swoją wiedzę pod tym kątem, bo trochę ta moja wiedza kłóci się z tym, co podaje dystrybutor:) Obiecuję się doedukować w tym temacie nieco w wolnej chwili i ewentualnie edytuję tą notkę wówczas 😉

Cena 36 zł / 50 ml.

Krem bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Na "dzień dobry" przywitał mnie zapachem, jakiego się nie spodziewałam po tak naturalnym składzie (przyzwyczajona do tych…hm… nieco gorzej pachnących). Zapach bardzo przyjemny, lekko owocowy. Dla mnie przypomina zapach landrynek 🙂 Krem ma beżowo- kremowe zabarwienie i dość lekką, choć nie lejącą się i nie emulsyjną konsystencję. Wchłania się bez najmniejszego problemu bez mazania się na skórze, bez konieczności długiego wcierania, bez pozostawiania żadnej tłustej warstewki, co przy mojej mieszanej, skłonnej do przetłuszczania się skórze jest sporą zaletą.

Makijaż (oczywiście mineralny, bo innego nie testowałam) na tym kremie trzyma się bez problemów, rozprowadza się gładko, bez plam, bez ciemnienia i innych niespodzianek. Chociaż nie wszystkie minerały na mojej skórze chciały ładnie z nim współpracować. Lucy odmówiła owej współpracy, ale jak większość z nas wie, Lucy to kapryśna panna i ona prawie nikogo nie lubi 🙂

Po 2 tygodniach codziennego używania kremu nie wyskoczyły mi żadne niespodzianki nim spowodowane, pory nie zostały pozapychane, skóra jest miękka, gładka, elastyczna, zdecydowanie wystarczająco (jak dla mnie) nawilżona (choć podejrzewam, że dla osób z suchą/odwodnioną skórą nawilżenie nie będzie wystarczające).

Ja zdecydowanie jestem na duże TAK dla tego niepozornie wyglądającego kremu. Za niewielką cenę dostajemy 50 ml kosmetyku, który w moim rankingu wysunął się na prowadzenie i jeżeli nic się nie zmieni, to na stałe wejdzie do mojego programu pielęgnacyjnego.

To, czego się obawiam, to fakt, że nie jest to krem matujący, a latem moja skóra jednak przetłuszcza się zdecydowanie mocniej. Już kilka ostatnich dni dało mi powód by obawiać się, że latem ten krem na mojej twarzy może być po prostu zbyt ciężki i sprawiać, że makijaż nie będzie się dobrze trzymał i najzwyczajniej w świecie będzie spływał z twarzy po jakimś czasie. Ale czy jest krem, na którym makijaż wygląda przez cały dzień idealnie przy letnich upałach? Nie sądzę 🙂

Krem użyczyłam do testów 3 innym osobom. 2 z nich mają podobne spostrzeżenia do moich (podobna cera, skłonna do zapychania, mieszana, raczej rzadko przesuszona, potrzebująca raczej lżejszych kremów). Jedna z osób (inny typ cery) jednak miała zdecydowanie inne zdanie na temat tego kremu – na jej skórze ani nie chciał się tak ładnie wchłaniać, ani sama aplikacja była dość znacząco różna od tej, którą ja zaobserwowałam. Usłyszałam również coś o.. rozwarstwianiu się kremu, czego ja osobiście nie zauważyłam. Cóż, nie ma kremu

skład :Aqua with infusions of organic extract of Camelia Sinensis Leaf, Rhodiola Rosea Extract, Aralia Mandshurica Extract, Schizandra Chinensis Extract, Organic Extract of Cetraria Islandica, Phellodendron Amurens Extract, Cetearyl Alcohol, Coco-Caprylate/Caprate, Glycerin, Organic Butyrospermum Parkii, Cetearyl Glucoside, Sodium Stearoyl Glutamate, Rubus Arcticus Extract, Asiaticoside, Asiatic Acid, Madecassic Acid, Pinus Sibirica Extract, Hippophae Rhamnoides Altaica Seed Extract, Artemisia Arctica Extract, Isopropyl Jojobate, Jojoba Alcohol, Jojoba Esters, Tocopherol, Arginine/Lysine Polypeptide, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Organic Parfum, Limonene.

(zainteresowanych analizą poszczególnych aktywnych składników odsyłam TUTAJ, gdzie są one wymienione wraz z opisaniem, jakie są ich właściwości)

Przyznam się szczerze, że moje największe obawy dotyczyły właśnie tego kosmetyku. Masło shea powoduje u mnie zapychanie porów, jednak zaciekawił mnie fakt, że w składzie jest ono ZA korkowcem, płucnicą i cytryńcem, które mogą w teorii mieć działanie prewencyjne i zapobiec nieprzyjemnym niespodziankom na twarzy ze względu na swoje właściwości antybakteryjne, gojące i przeciwzapalno-oczyszczające. Nie znałam jednak takiej kombinacji w praktyce, więc moje obawy przed testami były dość spore.

Po testach stwierdzam, że krem ani mnie nie zapchał, ani nie zaszkodził, ale metodą prób i błędów odkryłam, że najlepiej w moim przypadku stosować go raz na 2-3 dni, gdyż stosowany codziennie jednak wpływał w moim przypadku na szybkość przetłuszczania się skóry. Gdy używałam go codziennie, rano miałam skórę owszem, nawilżoną, miękką i gładką, ale z wyraźną warstwą sebum na niej, które oczywiście po umyciu twarzy znikało, ale w ciągu dnia pojawiało się dość szybko. Przy aplikacji kremu raz na 3 dni – problem ten się nie pojawiał.

To, co mnie zdziwiło, to fakt, że mimo iż spodziewałam się czegoś bardziej treściwego i gęstego, to krem na noc również ma konsystencję zwykłego kremu – ani zbyt gęstego, ani zbyt płynnego. Byłam pewna, że dodatek shea sprawi, że będzie się trochę gorzej wchłaniał, że będzie czuć, że to krem na noc, a nie na dzień. Ja tego jednak nie czuję, co oczywiście, tak długo jak będę miała uczucie nawilżonej i miękkiej skóry – tak długo przeszkadzać mi absolutnie nie będzie.

dopisano: krem obecnie mogę stosować jedynie 1-2 razy w tygodniu 😦 Niestety, jednak okazał się dla mojej skóry zbyt ciężki i shea jednak daje o sobie znać. Szkoda.

Cena 36 zł / 50 ml

  • Organiczny krem do twarzy na dzień do 35 lat . Wg opisu: " Unikalna receptura kremu na dzień dla osób do 35 roku życia uzupełniona  nowoczesnym odmładzającym fitokompleksem «Carefeel».Wzmacnia procesy odnowy komórek skóry, nasycając ją witaminą C, daje wyraźny odmładzający efekt. Wygładza drobne zmarszczki, tonizuje skórę i przywraca jej sprężystość. Zmiękcza i nadaje skórze aksamitność"

Skład : Aqua with infusions of organic extract of Angelica Archangelica, Rosa Dahurica Pallas Extract, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Orbignya Oleifera Seed Oil, Crambe Abyssinica Seed Oil, Phellodendron Amurense Extract, Rubus Chamaemorus Extract, Ribes Aurum Seed Oil, Malva Alcea Extract, Coco-Caprylate/Caprate, Cetearyl Alcohol, Titanium Dioxide, Glycerin, Cetearyl Clucoside, Sodium Stearoyl Glutamate, Olea Europaea Oil Unsaponifiables, Meadowfoam Estolide Extract, Xanthan Gum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Organic Parfum, Limonene.

(zainteresowanych analizą poszczególnych aktywnych składników odsyłam TUTAJ, gdzie są one wymienione wraz z opisaniem, jakie są ich właściwości)

To jedyny krem, którego nie opiszę dokładniej, gdyż postanowiłam go jeszcze nie otwierać. Mam zbyt dużo rozpoczętych tubek/pudełek kremów, a ten ma 2 letni termin ważności, więc spokojnie może poczekać sobie jeszcze chwilkę.

Reasumując – dwa kremy, jakie testowałam, spełniły moje oczekiwania w 100%. A nawet bardziej, gdyż po latach doświadczeń z setkami kremów do twarzy, do wszystkich podchodzę z dużą dozą sceptycyzmu i właściwie nie nastawiam się na nic wielkiego. Moje oczekiwania to głównie – byle nie zapchał, nie uczulił, nie zaszkodził. A jeżeli oprócz tego znajduję coś, co nie tylko nie robi mi krzywdy, ale wręcz poprawia stan mojej skóry, to jestem zdecydowanie na tak 🙂

Podejrzewam, że kremy nie sprawdzą się u osób, które są w stanie używać zwykłych, drogeryjnych czy aptecznych produktów i które bez problemu znajdują dla siebie coś wśród nich. Ta propozycja moim zdaniem zdecydowanie bardziej skierowana jest do tych, którzy podobnie jak ja, po przetestowaniu setek kremów ogólnie dostępnych, nie znalazły ANI JEDNEGO, który by nie zapychał i nie szkodził (u mnie ze względu na wysoką nietolerancję glikolu propylenowego, gliceryny, wosków, shea i kilku innych składników znajdujących się dosłownie wszędzie)

dopisano: nieco zmieniam swoją recenzję. Krem na noc niestety po dłuższym użytkowaniu okazał się zbyt ciężki dla mojej skóry, więc nie mogę podpisać się już pod stwierdzeniem, że oba kremy spełniają moje oczekiwania w 100%.

Jako ciekawostkę podaję stronę producenta kosmetyków, które opisałam. Ja po zapoznaniu się z pełną ofertą marki "Pierwoje reshenie" mam wielką nadzieję, że polski dystrybutor czyli firma BIOARP niebawem umożliwi nam dostęp do innych produktów tej firmy, gdyż to, co tam znalazłam bardzo mnie zainteresowało (mnóstwo ciekawych kosmetyków o przyjaznych składach- naturalne, organiczne)

Sklep BIOARP posiada również ofertę dla tych, którzy wolą jednak Allegro jako miejsce zakupowe 🙂 Zarówno komentarze jak i ofertę można sprawdzić TUTAJ

PS. złośliwość przedmiotów martwych nie ma granic – w sobotę wieczorem usiadłam do komputera, żeby wkleić na bloga życzenia świąteczne dla Was i co się okazało? Brak internetu mnie dopadł. Przykro mi, że nie zdążyłam złożyć Wam życzeń (a nawet sobie specjalną kartkę kilka dni wcześniej przygotowałam), ale mam nadzieję, że święta minęły Wam wszystkim w miłej, rodzinnej, serdecznej atomasferze i … że nie macie wyrzutów sumienia po świątecznym obżarstwie jak ja 🙂 (pierwsze normalne ciasto po pół roku diety Dukana! :D)

20 myśli w temacie “Muszę, po prostu MUSZĘ, czyli spore zaskoczenie pt. BIOARP

  1. Świetna recenzja! (jak zwykle z resztą 😉  Dzięki niej przypomniałam sobie, że ok 3 lata temu dostałam w prezencie kilka kosmetyków tej firmy, jako, że były przywiezione z zagranicy nie miałam nadzieji na ich zakup. Byłam zachwycona szamponem, peelingiem do ciała, kremem do stóp… Wtedy jeszcze nie interesowałam się składami, ale czułam wyraźnie, że ich działanie jest lepsze od tych ogólnodostępnych  "drogeryjnych". Akurat szukam niezapychającego kremu nawilżającego na noc, także chyba się skuszę.
    Pozdrawiam 🙂

  2. Innooka – dziękuję Ci bardzo 🙂 I zaintrygowałaś mnie peelingiem do ciała i kremem do stóp. Pamiętasz może dokładniej, jakie to były? Bo ja wciąż szukam peelingu idealnego (tzn. znalazłam – peeling GEOMARU, ale do ideału brakuje mu nieco niższej ceny idącej w parze z ciut większą wydajnością :D).
    A co do "niezapychającego" kremu… Mam nadzieję, że w Twoim przypadku też taki się on okaże (bo zawsze mnie hm… zastanawiają recenzje kosmetyków, gdzie widzę informację, że coś NA PEWNO nie zapycha… Ja jestem przykładem na to, że nawet zwykła, nieszkodliwa gliceryna potrafi nieźle dać popalić skórze, gdy ta jej nie lubi 😉 Dlatego ja wolę informację "mnie nie zapycha", bo wiem, że są osoby, którym szkodzi dla odmiany to, co mi z kolei krzywdy nie robi, czyli tak znienawidzone przez większość silikony 😀

  3. na szczescie nie mam skory wrazliwej [mam tlusta] ale musze trzymac sie od wszystkiego co ma parafine w skladzie . nie jestem pewnie w tym odosobniona bo to glowny "zapychacz" . nie trafiam jeszcze na swoj "idealny krem" . nie mam tez parcia na typowo naturalne kremy ale ten na dzien [jestem blisko 30tki] zwrocil moja uwage.
    recenzja na duzy plus!

  4. Własnie nie pamiętam 😦 zwłaszcza, że na opakowaniu były jedynie rosyjskie napisy, których ni w ząb nie potrafiłam rozszyfrować… Na tej stronie nie widzę ani peelingu ani tego kremu do stóp. Widzę za to szampon, który miałam 🙂 Oferta od tamtego czasu też się pewnie zmieniła, dlatego może ich już po prostu nie być. Krem do twarzy miała moja mama, ale był w innym opakowniu niż teraz, dlatego też nie wiem, który to był…
    A co do "niezapychania" to ja sama jeszcze nie do końca potrafię się dogadac ze swoją skórą (nie wiem co mnie zapycha), także spokojnie, biorę to na własną odpowiedzialność i zaryzykuję, zwłaszcza, że i skład i cena przyzwoite 😉
    Mój peeling/scrub aktualnie idealny to Mango body scrub z TBS. Nieznoszę po kąpieli się balsamować, a ten peeling zawiera olejek z nasion mango, który zostawia delikatny film i zupełnie niweluje uczucie suchej skóry. Jeśli nie próbowałaś, polecam 🙂 Wiem, że cena jest dość odstraszająca, ale warto… jest bardzo wydajny! A do tego szoruje konkretnie :]

  5. Smieti – ja w ogóle bym nie miała parcia na naturalne kremy, bo jak już wiele razy powtarzałam, ja z natury leniwy typ jestem i wręcz marzy mi się czasem, żeby móc wejść do drogerii, chwycić coś z półki, pójść do kasy, zapłacić, a w domu się tym pomalować/wysmarować i być w pełni szczęśliwa 😉 Niestety, nie ma tak dobrze – ja nawet większości róży/rozświetlaczy/bronzerów drogeryjnych używać nie mogę… Taka durna cera i już.. Nawet coś, do czego przymierzałam się od kilku lat, czyli Moon Beam i High Beam Benefita, zakupione po miesiącach zastanawiania się, czy na pewno je chcę poleciały do kosza po 2 użyciach (pełno krost na policzkach).  Bo nawet oddać nie miałam komu (niewiele osób z bliskiego mi otoczenia lubi błyskotki na twarzy i w swojej miłości do nich jestem dość odosobniona :D)
    Ja parafiny unikam głównie z innych powodów (po prostu niekoniecznie lubię świadomość, że mam coś takiego na skórze). Ale jest znacznie więcej składników, których nie lubię dużo bardziej niż parafiny 🙂 

  6. innooka – to w takim razie nie pozostaje mi nic innego jak gorąco trzymać kciuki za to, by nic Cię nie pozapychało i krzywdy innej nie wyrządziło 🙂
    A co do rosyjskich napisów – ja z pokolenia, które się jeszcze na język rosyjski jako obowiązkowy język w szkole załapało i 3 lata się z nim męczyłam. Czytać, owszem, potrafię, gorzej z pamiętaniem słówek, których się nauczyłam 😉 A siedzenie na stronie producenta tych kosmetyków uświadomiło mi, że pamiętam mniej niż mi się wydawało 😀
    Peelingi z TBS bardzo lubię, ale głównie pod względem zapachowym i może nawet kiedyś się zmobilizuję do jakiegoś zestawienia (o ile tym, które mam obecnie uda się dotrwać do zrobienia im zdjęć grupowych). Jestem jednak fanką mocniejszego szorowania, takiego konkretnego i dlatego peeling GEOMARU, który właśnie też zostawia uczucie mega gładkiej, genialnie nawilżonej skóry jest wciąż moim numerem 1. Tylko, że cenowo wychodzi jeszcze mniej korzystnie niż TBS 😀
    Ale zgadzam się z Tobą całkowicie – peelingi z The Body Shopu są świetne (choć dla mnie są akurat  mało wydajne, bo zawsze mi się jakoś dużo nabierze 😀 A i powierzchnię ciała do przeszorowania mam pewnie większą niż Ty, bo ja do kruszynek nie należę :D)

  7. innooka – opisywałam peeling z GEOMARU tutaj:
    http://mineralnekosmetyki.pl/2010/11/thalasso-scrub-vs-thalasso-scrub/
    i od czasu tej recenzji nie znalazłam dla niego godnego następcy 🙂 Zwłaszcza latem jego świeży zapach jest nie do pobicia. Co prawda wychodzi na to, że zawsze sporo przepłacam (ostatnio kupowałam go stacjonarnie za 78 zł), ale zakupów z Esentii nie lubię, bo ile razy wejdę tam po jedną, dosłownie jedną rzecz, to dochodzę do wniosku, że nie opłaca mi się płacić za przesyłkę jednej rzeczy i dobieram coś jeszcze… I zanim się obejrzę, to mam koszyk tak załadowany, że nie wiem, czy wiać, czy zamknąć oczy i płacić 😉
    a te 600 g to jakieś oszukane jest chyba ;D Bo u mnie 3-4 kąpiele i po peelingu, ale tak jak mówiłam, ja z tych rozrzutnych jestem, co to sobie nie żałują i dopiero gdy dno widzą – w pudełku oczywiście 😉 – to psioczą, że mogły być bardziej oszczędne w używaniu 🙂 

  8. Dzięki! Przyjrzę mu się bliżej 🙂 A zakupów internetowych też nie lubię, bo wiem jak to się kończy – jednej rzeczy nigdy nie opłaca się zamawiać 😀

  9. innooka  – ha! a mój jutrzejszy (choć właściwie to już dzisiejszy) post będzie właśnie dowodem, że jednak można jedną rzecz czasem zamówić 😀 Co prawda wymaga to ogromnie silnej woli i błyskwicznego działania – do koszyka i biegiem do kasy, bez rozglądania się na boki, ale czasem się udaje 😉

  10. Kasiu jak fajnie że "wróciłaś":)
    Recenzja świetna, kremy zapowiadają się ciekawie, a cena rzeczywiście przekonuje, chyba się w przypływie gotówki skuszę na ich produkty, fajne te opakowania 😉

  11. Znowu świetna recenzja i chcąc nie chcąc no muszę znowu coś kupić 🙂 A że akurat kończy mi się krem a nikt na Wizażu nie otwiera zamówienia z JOPPY (dotychczas używałam tego kremu z Acai Berry, choć niedostatecznie nie nawilżał, ale przynajmniej nie zapychał) Twoja recenzja jest jak znalazł 😀 
    Chyba skuszę się na organiczny krem do twarzy na dzień 35-50 lat mimo, że mam dopiero 24. Ten do 35 lat boję się kupić, bo w składzie ma sporo różnych olei, których działania na mojej cerze nie znam i wolę nie ryzykować 🙂
    Wezmę też szampon i balsam do włosów cienkich i osłabionych, bo lecą mi włosy 😦 Przede wszystkim nie kłócą się z moją bezsilikonową i bezslsową pielęgnacją.
    Jak dobrze, że w Polsce powstają takie sklepy 🙂
    Przydałby mi się krem pod oczy najlepiej taki, który mogę kupić w Polsce (internet lub zwykły sklep), może możesz coś polecić? 🙂
     
    PS: Mogę już zamówić derma roller wibracyjny DTS. Jakoś się jednak stresuję i ciągle to odkładam 🙂 Przerażają mnie te składniki aktywne pod rolkę, jak to wszystko wymieszać, w jakich proporcjach. Wysłałam zapytanie do NaturalisKosmetyki, ale póki co cisza.
     
    Pozdrawiam iwona200
     

  12. dezemka – dziękuję :* A co do kremów… Hm.. w myśl zasady, że co mi służy – Tobie nie bardzo i na odwrót, to raczej powinnaś trzymać się od tych kremów z daleka 😀 Ale serio – myślę, że warto spróbować, bo cenowo nie szokują, więc nawet jeżeli się nie spiszą, to nie będzie to aż tak dotkliwa strata jak w przypadku niektórych kosmetyków (choć oczywiście trzymam kciuki, byś była zadowolona z zakupu tak jak ja jestem z ich testów:)
    PS. testowałaś już może tego zielonego ufoludka (tusz) pod kątem wytrzymałości i odporności? 🙂

  13. To ja tylko się włączę w dyskusję o peelingu. Do ciała mogę polecić peeling cukrowy Bielendy z serii Ideal Skin. Jest boski – ma śliczny owocowy zapach (grejfrut?) i świetnie wygładza skórę ciała. Jest do kupienia na allegro, recenzja jest też na KWC Wizażu.
    Pozdrawiam, Iwi82 (mało udzielająca się, ale regularnie czytająca Twojego bloga 🙂 )

  14. iwona200 – dziękuję Ci bardzo :* Zacznę od kremu pod oczy… po wielu, wielu eksperymentach stwierdzam, że albo jeszcze nie wynaleziono nic, co by działało u mnie w stopniu zadowalającym (i trwałym) na te okolice, albo wynaleziono, tylko producent to tak skutecznie ukrył przede mną, że jeszcze tego nie odkryłam 🙂 U mnie najlepiej spisywał się do tej pory krem z Joppy wzbogacony czymś z mazideł, czego oficjalnie nie wypada polecać, bo to zupełnie na inne rejony ciała było 🙂 I nie wiem nawet, czy taka mieszanka nie miała żadnych skutków ubocznych. Podejrzewam, że ja nadal bym tego używała, gdyby nie fakt, że u mnie wiele preparatów początkowo cos tam zaczyna robić, a potem nagle jakiekolwiek działanie się zatrzymuje i efektów więcej żadnych. Tak, jakbym się zwykłą wodą smarowała.
    Jeżeli odkryjesz coś do pielęgnacji okolic oczu, co warto polecić, to będę wdzięczna za namiary ( choć po dziesiatkach kremów, żeli, kropel, maści, kapsułek nie łudzę się już, że cokolwiek jest w stanie widocznie zatrzymać działanie upływającego czasu, bo co do nawilżania, to mi zwykły emu wystarczy ;))
    Pozwolisz, ze od razu tu odpiszę na pytania z maila.. Ja serum z pantenolem musiałabym od razu odrzucić z racji tego, że się za bardzo nie lubimy, podobnie jak zbyt dużą ilość niacynamidu, który w takich proporcjach z pewnością spowodowałby u mnie wysyp drobnych krosteczek (nie pryszczy, ani gul, ale właśnie takiej drobnej kaszki). Bardziej mi się podoba serum z witaminą C, ale ja ją osobiście bardzo lubię (choć moja skóra dość szybko się na nią uodparnia i jestem zmuszona robić przerwy w jej używaniu).
    Myślę, że jednak spokojnie możesz użyć to, o co zapytałaś – ja tak robiłam przez dłuższy czas i chyba taka mieszanka sprawdzała się u mnie najlepiej. Gdy tylko zaczynałam eksperymentować z dodawaniem składników, z wprowadzaniem do rolkowania peptydów, kwasów, mieszanek napakowanych liposomami – moja skóra, choć początkowo pozornie w lepszej kondycji, po jakimś czasie mówiła "DOŚĆ" w taki sposob, że nie można było tego nie zauważyć i doprowadzanie jej do stanu "przed" wymagało i czasu i cierpliwości. Dlatego też w pewnym momencie się poddałam i zostałam przy takim prostym duecie jak Twój. Choć ja jeszcze witaminę C tam wprowadziłam. I może to jest sposób, skoro nie znasz na tyle reakcji swojej skóry na wiele składników? Wprowadzanie pomału i uważne obserwowanie? Skoro emu i hialuron znasz, lubisz i wiesz, ze Ci nie szkodzą, to warto zacząć od nich. I małymi kroczkami, raz na kilka tygodni wprowadzić coś nowego. Takie jest moje skromne zdanie 🙂
    Będę ogromnie wdzięczna, jeżeli podzielisz się swoimi wrażeniami z kuracji. Ciekawa jestem, jak u Ciebie się ona sprawdzi.

  15. iwi82 – a wiesz, że jakiś czas temu, gdy przyglądałam się bliżej maskom Bielendy, zainteresowałam się i tym peelingiem? I sama nie wiem, czemu go w końcu nie spróbowałam. Ale skoro warto, to ląduje na mojej liście jako następny peeling do kupienia. W końcu jest prawie o połowę tańszy niż GEOMAR i jeżeli okaże się dla niego godnym zastępcą, to mój portfel i ja będziemy Ci bardzo, bardzo wdzięczni 🙂
    i witam "mało udzielającą się, ale regularnie czytającą mojego bloga" i będzie mi ogromnie miło, jeżeli znajdziesz chwilkę i ochotę, by czasem podzielić się jakimś słówkiem 🙂

  16. Witaj Cathy 🙂 My chyba nawet kiedyś wymieniłyśmy się jakimiś minerałkami, tak mi się wydaje, bo na wizażu jestem pod dokładnie takim samym nickiem 🙂 Peeling Bielendy jest super – naprawdę polecam i starczy mi chyba na dłuuuugo. W ogóle cała seria Ideal Skin Bielendy jest moim zdaniem godna uwagi. Też czaję się na maski, ale ja jakoś "mało-maskowa" jestem 🙂 Może jednak w końcu się skuszę, bo recenzje mają super.

  17. iwi82 – hej 🙂 Całkiem prawdopodobne, bo ja swego czasu na wizażu dość namiętnie się wymieniałam 😀 Co prawda nie kojarzę szczegółów (wybacz), ale nie wykluczam, że rzeczywiście miałyśmy okazję się na coś wymienić 😀
    U mnie zakup Bielendy chyba się ciut przesunie, bo wczoraj popełniłam … zamówienie z iHerba 😀 Właśnie w temacie peelingów do ciała. Jakoś tak tematycznie te zamówienia u mnie wyglądają, a wczoraj stwierdziłam, że chodzą za mną zakupy iherbowe no … jakoś tak wyszło 🙂 Ale nie jest wykluczone, że zanim doleci iHerb nie wytrzymam i jednak bielendowy peeling w moje łapy trafi 😀 Jeżeli tak się stanie, to z pewnością podzielę się swoimi wrażeniami 🙂 A gdybyś przypadkiem pierwsza na maskę się zdecydowała którąś, to będę ogromnie wdzięczna za opinię :*

  18. Hahah, no i bardzo dobrze, że próbujesz czegoś nowego 🙂 Daj znać jak sprawdzi się nowy peeling 😀 Ja oczywiście podzielę się opinią o maskach, jeżeli na jakąś się skuszę, choć powinnam przystopować trochę z zakupami, ech… 😉

  19. iwi82 – "przystopować z zakupami"? Ciiii…. nie mówi się takich rzeczy głośno 😀 To ja czekam na rececenzję, gdybyś oczywiście jednak nie przystopowała 😉

Dodaj odpowiedź do Cathy Anuluj pisanie odpowiedzi