Zgodnie z obietnicą, czyli mój najgorszy produkt roku 2010

Celowo nie zrobiłam podsumowania poprzedniego roku i nie wyłoniłam zwycięzców minionych miesięcy. Po prostu nie bardzo umiem to zrobić, gdyż to, co w połowie roku było dla mnie hitem, zostało zastąpione innym kosmetykiem, a to, co  w chwili obecnej na mojej top liście się znajduje, wcale tak wielkim hitem w roku poprzednim nie było…

Zdecydowanie jednak jestem w stanie wyłonić zwycięzcę roku 2010 w jednej kategorii:

Podejrzewam, że dla wielu z Was będzie to kompletnie niezrozumiałe (bo jednak ten tusz ma kilka pozytywnych opinii w sieci 😉 ), ale za to, co zrobił z moim rzęsami, absolutnie nie będę miała dla niego litości.

I wcale nie skreślam tu marki Rimmel. Często kupuję tusze tej firmy, bo po prostu lubię niektóre z nich. I do tej pory nigdy, NIGDY, nie zdarzyło mi się, by tusz wzbudził we mnie tak negatywne emocje..

Ale może po kolei 😉

Co jakiś czas sięgam po kosmetyk, który ma w magiczny sposób wydłużyć, zagęścić i wzmocnić moje rzęsy. Oczywiście każdy z nich okazuje się takim samym cudotwórcą na dłuższą metę, jak poprzedni, ale wciąż nie mogę się zdobyć na zakup RapidLasha (może właśnie dlatego, że przez testowane przeze mnie preparaty straciłam wiarę w to, że cokolwiek może mi pomóc w tej kwestii). A Mavala wciąż czeka w kolejce i jakoś nie mogę się przemóc ;(

Jednak widząc w drogerii kilka miesięcy temu nowy tusz Rimmel,  bez wahania po niego sięgnęłam (tusz i coś, co poprawi wygląd rzęs w jednym i to za 20 parę złotych? nie mogłam się oprzeć…)

A do tego informacja, że 95% przebadanych kobiet potwierdza, że w ciągu 2 tygodni rzęsy stają się dłuższe i ożywione? Mogłam przewidzieć, że znajdę się w tych 5% 😀

Początkowo było nieźle. Tusz po nałożeniu na rzęsy ładnie je rozdzielał, nieco wydłużał, nie sklejał, nie tworzył grudek. I właściwie to nawet gdzieś tam widziałam delikatny wzrost moich rzęs. Niewielki, bo niewielki, ale tak jakby coś tam się zaczęło dziać.. I to właśnie w okolicach tych 2 tygodni. Ucieszona, z radością używałam go dalej, bo choć wolę jednak bardziej wyrazisty makijaż oczu (a ten tusz raczej do tych delikatniejszych się zalicza), to jednak postanowiłam się przemęczyć w imię wizji pięknych firanek rzęs 🙂

I tak sobie go używałam nawet ze świadomością, że może jeszcze kiedyś go kupię ponownie (zwłaszcza, że dość szybko zaczął przestawać nadawać się do użycia), gdy pewnego dnia sięgnęłam w pośpiechu po swój stary tusz i malując się zauważyłam, że coś jest nie tak. Mój ulubiony tusz nagle zaczął wyglądać koszmarnie, rzęsy łatwo się sklejały, mało tego, zamiast wydłużenia miałam wrażenie, że są jeszcze krótsze…

Zmyłam makijaż, sięgnęłam po inny tusz. I dokładnie to samo… Króciutkie, sterczące na wszystkie strony sztywne rzęsy, które po pomalowaniu tuszem wyglądały jeszcze gorzej niż przed.W panice zaczęłam się przyglądać dokładniej swoim powiekom i ku mojemu przerażeniu odkryłam, że rzęsy mam jeszcze krótsze i bardziej liche niż kilka tygodni wcześniej.

Ciężko to opisać, ale … tak jakby się skurczyły, albo coś je wciągnęło do środka…

Jako iż Lash Accelerator był jedynym nowym produktem stosowanym regularnie w okolicach oczu, postanowiłam go odstawić. Już po 10 dniach moje rzęsy znowu odżyły i wyglądały dużo zdrowiej…

Mam nadzieję, że już rozumiecie, dlaczego ten produkt otrzymał ode mnie wyróżnienie w tej kategorii. Pierwszy raz w życiu widziałam takie efekty stosowania kosmetyku, który miał pobudzić wzrost rzęs (a może to zrobił, tylko jakoś.. nie wiem, do środka zamiast na zewnątrz? :D).

I może bym jeszcze zrozumiała, gdyby taki efekt pojawił się po odstawieniu tuszu (jakieś uzależnienie tak jak w przypadku np. skrzypu, który stosowany regularnie wpływa pozytywnie, ale zaraz po odstawieniu wszystko nie tylko wraca do normy, ale wręcz do gorszego stanu niż przed kuracją… I to rozumiem. Producentowi przecież zależy, żeby kupić kolejne opakowanie… Ale w trakcie stosowania? Nie rozumiem.

Być może to jakaś indywidualna reakcja mojego  organizmu (w końcu nie raz pisałam już, że dziwna czasem jestem :D) ale tuszu LASH ACCELERATOR nie chcę więcej oglądać na oczy.

(co oczywiście nie oznacza, że nigdy więcej tuszu tej marki nie nabędę. Już nabyłam nawet – Max Bold Curves Extreme Volume & Lift Mascara. I ten jest zdecydowanie niezły 😉 )

dopisano: eh, no i pochwaliłam… Max Bold kupiony powtórnie w polskiej drogerii ląduje w koszu..

20 myśli w temacie “Zgodnie z obietnicą, czyli mój najgorszy produkt roku 2010

  1. „a może to zrobił, tylko jakoś… nie wiem, do środka zamiast na zewnątrz?” – haha, wyobraziłam sobie, jak powieki wsysają rzęsy, makabryczny widok.

  2. :silly: no ja wiem, wiem, że to durne, ale naprawdę takie wrażenie miałam 🙂 Rzeczywiście próba wyobrażenia sobie tego to dość przerażające doznania 😉 Ale tak sobie myślę, że chyba nie bardziej niż wspomnienie, jak kiedyś dawno, dawno temu pozbawiłam się rzęs „podcinając je trochę, żeby mocniejsze urosły”. To dopiero był makabryczny widok 😀 I to w czasach, gdy o sztucznych rzęsach mało kto słyszał 😉

  3. A ja właśnie mam z nimi dość dobre doświadczenia na ogół (nie na tyle, by pozostać jakiemuś wierna, ale na tyle, by wiedzieć, że w razie czego mogę bez problemu wejść do Natury i na szybko nabyć coś, co mi będzie w miarę odpowiadać 😉 )
    Tylko ten jeden tak mnie urządził… 🙂 A opakowania rzeczywiście ociekające kiczem w większości, ale z drugiej strony to nie wyższa półka, więc nie wymagam jakiegoś eleganckiego designu 😉

  4. @simply_a_woman
    może to u mnie tylko wywołał takie coś 🙂 Bo czytając recenzje na KWC nie spotkałam się z taką reakcją u nikogo więcej. Choć w czołówce KWC to on też raczej nie będzie 🙂
    No i na MakeupAlley też czytałam o tym, że kogoś podrażniła i wywołała ból powiek, więc może nie jestem jakimś dziwadłem, któremu zaszkodziło coś, co większość chwali 😉
    Ale z drugiej strony nie ma co demonizować… Są i komentarze typu „I love it, love it, love it…” 😀

    • Reniu, ale ja zawsze po takich postach mam ogromne wyrzuty sumienia, że kogoś pozbawiłam szansy na przetestowania kosmetyku, który akurat dla tej osoby będzie numerem 1 na długi czas 😉 Ja tylko staram się szczerze opisywać swoje wrażenia i opinie i mam nadzieję, że większość moich czytelników podchodzi ze zdrowym rozsądkiem do takich postów i wie, że to, co mi nie odpowiada, może być genialne dla niego i odwrotnie – produkt, którym ja się zachwycam, może się okazać pomyłką dla kogoś innego 🙂 Wiem, że Tobie zdrowego rozsądku nie brakuje, a i w preferencjach kosmetykowych się niejednokrotnie mijamy, ale i tak nie będę Ci polecać tego tuszu 😛 Już pomijając to, co zrobił z moimi rzęsami, to efekt, jaki daje, wcale nie jest warty ryzyka 😉 Choć nie wątpię, że są osoby, które go uwielbiać będą…
      Ja póki co kręcę się koło nowego tuszu Avonu z samoobracającą się szczoteczką, który na angielskich forach zdobywa pozytywne opinie (choć jeżeli zdecyduję się na zakup, to i tak za granicą, gdyż jak już wielokrotnie powtarzałam, np. tusz Avon SuperShock z Anglii i ten zamawiany u polskich konsultantów to dwa RÓŻNE tusze 😉

    • Ale jeżeli używasz go od miesiąca i nic się nie dzieje, to ja myślę, że spokojnie możesz go używać dalej 🙂 Tak jak pisałam – widocznie u mnie jakaś swoista alergiczna reakcja wystąpiła albo jakiś inny czort 🙂 Fajnie, że Tobie odpowiada 😉

  5. Cathy,
    czy zgodzilas sie na wykorzystanie Twoich zdjec ze swatchami Lucy Minerals na Allegro? Mam nadzieje ze osoba sprzedajaca podkłady uzgodniła to z Toba 🙂

    • eh.. Allegro i moje zdjęcia to walka z wiatrakami 🙂 Co prawda nikt się mnie nie pytał o zgodę (chyba, że to osoba, która jakiś czas temu pytała się, czy może podkład wystawić i użyć moich zdjęć ;>), ale przynajmniej zaznaczone w aukcji, że zdjęcia nie są własnością osoby wystawiającej aukcje i pochodzą z mojego bloga 😉 Dobre i to 🙂 Uwierz, że 90% osób, które pożyczają sobie moje fotki nawet o tym nie pomyśli 🙂
      Dzięki za czujność i reagowanie na takie rzeczy :* :*

  6. absolutnie rozbawił mnie ten post, w ogóle tak sobie wchodzę po jakimś czasie na Twojego bloga, a tu tyyyle postów! jest czym oczy cieszyć!
    a to ustrojstwo z Rimmela omijać będę szerokim łukiem, zresztą w ogóle jakoś nie ufam ich tuszom. buziaki, Piękna!

    • 😀 hej… no ale wiesz, może ten tusz to akurat TEN-JEDEN-JEDYNY,KTÓRY-BY-CIĘ-NA-KOLANA-RZUCIŁ? 😀 Nigdy nic nie wiadomo 😉
      I pytanie za 100 pkt – Nowy Rok na Twoim blogu wciąż nie rozpoczęty? No jak to tak? Czekam na optymizmem ziejące posty styczniowe, a tam ciągle nic? Eee.. Wracaj ! Buziale 😉

  7. Ja tez kombinuje z rzęsami,teraz testuje Eye conditioning gel z Silk Naturals-zobaczymy.A ze sprawdzonych ,bardzo lubię bazo-odżywkę DIORSHOW MAXIMIZER lush plumping serum :inlove: tylko ta cena,na szczęście 10ml.(uzywam na dzien pod tusz) i na to tusz GOSH wonder volum(lubię za szczoteczkę i skład)
    A i zapomniałam że co jakiś czas podcinam rzęsy,tak 2 razy w roku ,odrastaja dłuższe i zdrowsze :silly:
    Na brwi czasem kładę indyjski olejek Bhringraj z Helfy.
    Ciesze sie że nie tylko ja mam fioła.
    P.S. Wierzę że ten rok będzie dla Ciebie wspaniały i będziesz nas zalewała informacjami na Blogua

    • Ja używałam tego żelu z SN i nawet dwa opakowania wciąż nowe w domu mam 😀 Ale jakoś brak mi chyba cierpliwości i systematyczności 😦 Efekty były widoczne, ale jak dla mnie jednak zbyt słabe. No i krótkotrwałe.
      A co do tuszu GOSHA- nie znam, ale może warto? A wydawało mi się, że przetestowałam chyba wszystko, co na rynku naszym dostępne 🙂
      Ja rzęs już nie podcinam 🙂 Do dzisiaj mam uraz 😀 Ale olejek indyjski idę sobie obejrzeć :*
      Dziękuję Ci kochana i cieszę się, że się odezwałaś, bo daaawno Cię nie widziałam 😛

  8. Cathy,na rzęsy polecam szczerze Lumigan.Bardzo się natrudziłam,żeby zdobyć receptę,ale efekt mi to wynagrodził.Po 2 miesiącach urosły mi piękne i grube rzęsiska.Po prostu rewelacja.

  9. @anka
    właśnie Lumiganu się boję okropnie. Z zainteresowaniem śledziłam używanie go przez znajomą i … raczej nie spróbuję 😦 Przy moich wrażliwych oczach z pewnością efekty miałabym takie same ;(
    Choć przyznam, iż swego czasu bardzo mnie kusił 🙂 Dziękuję Ci bardzo za komentarz :*
    Bardzo lubię takie komentarze, bo ciekawi mnie, czego Wy używacie, co Wam odpowiada i co wg Was warte jest spróbowania. Dlatego też – jeszcze raz dzięki za sugestię (choć akurat w przypadku Lumiganu, to za wielki tchórz ze mnie, żeby ryzykować ;D)

  10. Zaglądam regularnie,cieszę się ze masz więcej czasu i częściej dodajesz wpisy,od Twojego bloga to już do końca życia będę uzależniona 😀 i fajnie że opisujesz również nie mineralne kosmetyki,z minerałów przerobiłam chyba już wszystko,teraz kusi mnie najbardziej pielęgnacja i wszystko co naturalne do włosów podoba mi się asortyment Biolandera i Helfy
    Pozdrawiam :kissing:

  11. @EmilaDz78
    nie masz pojęcia, jak miło mi w takim razie, że nie straciłam tak wiernej Czytelniczki 😀 :**
    A jeżeli chodzi o pielęgnację do włosów naturalną… Próbowałaś szamponów, masek i odżywek dostępnych na iHerbie? 😛 W ogóle ta strona to ZŁO 😀 Same kosmetyki o przyjaznych składach (w znacznej większości, bez parabenów, nie testowane na zwierzętach itd). I w dodatku ciągłe promocje, zniżki. No i ranking 😀 Ja jestem na etapie zamawiania tych produktów do włosów i ciała, które mają najlepsze oceny. Pewnie niebawem kolejne recenzje 🙂
    A z tym czasem – to baaardzo różnie 😦 Znowu się nie wyrobiłam – bo plan na ubiegły tydzień miałam ambitny, jeżeli chodzi o ilość postów, ale nie zdążyłam.. Choć w sumie jutro dopiero mi się tydzień kończy 🙂 Więc… kto wie 🙂
    Ja minerałowo chyba jestem póki co zaspokojona (choć NIESTETY:P , Sylwia z Pixie będzie niebawem moje zaspokojenie mocno testować 😀 i nie wiem, jak to się skończy 😉 )
    Biolander i Helfy to również moje ulubione miejsca zakupowe (tylko, że muszę się pilnować, bo inaczej limity na kartach bym poprzekraczała znacznie :D)
    Dziękuję za wizyty i wpis :*

Dodaj odpowiedź do Cathy Anuluj pisanie odpowiedzi